ŚMIERĆ
MORDERCY
–
Znajdę cię i zajebię stare ścierwo, obie was dorwę – tym razem Kamal nawet nie
zachowywał się cicho, gdy wszedł do gabinetu. – Spierdalam stąd… żebyś nie
cieszyła mordy… – mruczał pod nosem otwierając szafkę. Coś musiało się stać, do
końca zajęć było jeszcze dwadzieścia minut, a jeśli chciał teraz uciekać to
była moja jedyna szansa. Na szczęście nie musiałam nic robić, wystarczyło tylko
i wyłącznie czekać.
Wychyliłam
się w momencie, gdy pukał w strzykawkę. Obserwowałam wszystko jakby w
zwolnionym tempie, nie wierząc, że wreszcie to, o czym śniłam od czasu śmierci
Anthony’ego, dzieje się naprawdę. Podwinął rękaw koszuli, odsłaniając tatuaże
pokrywające jego całe ramię. Przedstawiały coś podobnego do czarnych smoków, jakby
jakieś skrzydlate węże. Były obrzydliwe. Wstrzyknął truciznę w miejsce oka
potwora, nie zauważając tego, że to nie był narkotyk. Byłam jak w transie, już
nawet nie martwiłam się tym, że mnie widać.
Zasyczał
głośno, momentalnie drętwiejąc. Wychyliłam się jeszcze bardziej, odsuwając
cicho jego krzesło. Zaczął się krztusić, łapał łapczywie oddech, ale słychać było
tylko jego rzężenie. Wyszłam powoli z kryjówki i stanęłam za nim. Był odwrócony
do mnie tyłem i próbował złapać się regału, ale nie dał rady, jego ciało
odmówiło mu posłuszeństwa. Upadł z łoskotem na ziemię, wywalając całą skrzynkę,
w której znajdowała się reszta strzykawek, igieł i narkotyków na siebie.
Zdawał
się nie widzieć mnie do momentu, kiedy się nad nim nie pochyliłam. Miał ledwo
przytomny wzrok.
–
Zostałeś skazany na śmierć za zdradę Państwa Podziemnego – wyrecytowałam zimno
słowa José, na wypadek, gdyby był jeszcze w
stanie powiadomić policję, w co i tak wątpiłam. – Już nikogo nie
zabijesz, Kamal. To za to co zrobiłeś Anthony’emu i Halszce – powiedziałam
mściwie.
–
Too… tty… – próbował mi coś jeszcze przekazać.
–
Ja. Obyś gnił w piekle – stwierdziłam wyprutym z emocji głosem. Patrzyłam
obojętnie, gdy zaczyna łapać powietrze jak ryba wyjęta nagle z wody do momentu,
kiedy nie mógł już go złapać i jego klatka piersiowa przestała się ruszać.
Wtedy
dopiero wyszłam z jego gabinetu.
***
Czekałam
w parku na znak od Leticii, że wszystko poszło dobrze i że mogę wracać, ale nie
odzywała się.
Dopiero
tam na spokojnie mogłam pomyśleć o tym, co się wydarzyło. Kamal nie żył.
Wiedziałam, że to prawda, bo choć próbowałam, nie mogłam się z nim skontaktować
telepatycznie. Miesiąc przygotowań zakończonych sukcesem.
Gdy
wydostałam się z toalety przez okno na trawnik, co zrobiłam jeszcze szybciej
niż wtedy, kiedy uciekałam przed Kamalem, działałam jeszcze pod wpływem
adrenaliny. Odblokowałam kamery, dopiero kiedy zdjęłam perukę i okulary
oddalona od szkoły dobre dziesięć minut.
Nie
miałam pojęcia, co dzieje się jednak z Leticią, co zaczynało mnie powoli
martwić.
Co z nią? – z
nerwów podniosłam się z ławki i zaczęłam przechadzać się wkoło. Jednocześnie
starałam się wyglądać jak najbardziej niewinnie, w razie, gdyby były w pobliżu
kamery. Musiałam wyglądać na osobę, która czeka na znajomego. – A może
ją ktoś znalazł… – pomyślałam. Zaczęłam wyobrażałam sobie, że dziewczyna
zostaje oskarżona o morderstwo Kamala i bierze na siebie moją winę. Pokręciłam
głową, próbując odepchnąć takie czarne wizje.
Cóż, wracam do szkoły
– postanowiłam, sięgając po swoją torbę, w której miałam komputer, żeby
ponownie wyłączyć kamery. Nie mogłam siedzieć bezczynnie, a telepacja nie wchodziła
w grę. W razie czego nie chciałam przysparzać jej problemów.
–
Już go znaleźli, nie żyje – dobiegł mnie cichy głos Leticii, na który
westchnęłam z ulgą. Słyszałam, że jest
bardzo zadowolona. – Gratuluję. Myślą, że popełnił samobójstwo. Wtedy na korytarzu
znalazła mnie dyrektorka i musiałam wymyślić coś na szybko. Powiedziałam, że
mnie zgwałcił. Jest policja, nic mi nie grozi, ale zdejmuję słuchawki. Wracaj
sama, spotkamy się, kiedy wszystko ucichnie – rzuciła na koniec szybko
instrukcje.
Kiwnęłam z uznaniem głową,
zabierając rzeczy i kierując się w stronę automobilobusu. Nie wiem, czy zdawała
sobie sprawę, ale bardzo mi pomogła. To pewnie dlatego Kamal wyszedł za
pierwszym razem z gabinetu w pośpiechu, dzięki czemu mogłam zamienić
strzykawki. Improwizowała działając bez namysłu, przez co wywabiła go ode mnie.
Sukces zawdzięczałam w głównej mierze jej.
Wsiadłam
do jakiegokolwiek automobilobusu, dopiero w środku zerkając, gdzie jedzie.
Podjeżdżał pod cmentarz, gdzie leżała pochowana moja rodzina, jakby czytał mi w
myślach, gdzie akurat w tym momencie pragnęłam być.
***
Grobowy
zapach unosił się w powietrzu. Torba zsunęła mi się gładko z ramienia, co ledwo
odnotowałam. Moje nogi same poniosły mnie naprzód znając drogę na pamięć.
Dokładnie wiedziałam, dokąd zmierzam, mimo że było całkowicie ciemno, tak
jakbym ponownie utraciła wzrok. Oddałabym wszystko by tak właśnie było, abym
cofnęła się w czasie do momentu, kiedy żyli wszyscy moi bliscy.
Niedaleko
tablicy upamiętniającej imiona osób zmarłych na przyjęciu zaręczynowym
wyszukałam palcami świecznik. Wyjęłam zapałki z kieszeni i ostrożnie zapaliłam
go. Słabe światło zamigotało, niewyraźnie oświetlając moją kryptę rodzinną.
Cienie rzucane na mury grobowca sprawiały wrażenie cierpiących twarzy ludzkich.
Poczułam
ucisk w piersi.
Czy
nie powinno mi ulżyć, teraz kiedy zemściłam się już na Kamalu? Dlaczego
zachowuję się tak jakby jego śmierć nic nie zmieniła?
Dotknęłam
granitowej tablicy pamiątkowej, gdzie widniało imię mojego przyjaciela. Kiedy
zapadła noc osadziła się na niej wilgoć, przez co stała się bardzo śliska.
Przesunęłam dłonią po wyrytej inskrypcji:
„Zabrał
Cię tak nagle, że ani mi uwierzyć, ani się pogodzić.”
Z
krtani wyrwał mi się cichy, jakby zawodzący jęk. Nawet nie umiałam rozkoszować
się smakiem zemsty, bo ta była gorzka. Nie tak miałam się czuć…
Zamknęłam
oczy. Po policzku spłynęła mi pierwsza łza.
Anthony
byłby na mnie zły. Świadomie naraziłam siebie i Leticię na niebezpieczeństwo.
Nie myślałam w ogóle o Victorze, koncentrując się wyłącznie na zemście. A teraz
nie czułam nic: ani radości, ani wytchnienia, ani ulgi. Byłam pusta w środku,
straciwszy cel w życiu.
Muszę się wziąć w garść
– nakazałam sobie przypominając sobie obietnicę, jaką złożyłam swojemu
przyjacielowi, miałam zaopiekować się jego bratem.
Odetchnęłam
głęboko ocierając wierzchem dłoni słone łzy. Nie chciałam, aby myśli o Kamalu
prześladowały mnie nawet po jego śmierci. Musiałam nauczyć się żyć od nowa,
przynajmniej do momentu, gdy poczuję, że Victor nie będzie mnie potrzebował.
Drgnęłam
ledwo wyczuwając zapach, który już raz zmroził mi krew w żyłach, chwilę przed
tym, kiedy usłyszałam głos za sobą.
Kto
stoi za Arianą?
A) Pierre;
B) José;
C) Ktoś inny.
Hej, hej
OdpowiedzUsuńCoś się jeszcze tutaj pojawi? :)
Witaj, dodałam kolejny rozdział.
UsuńSzczerze mówiąc nie sądziłam, że to opowiadanie jeszcze ktoś czyta, ale jeśli jest choć jedna osoba - będę publikować nadal.
Pozdrawiam :)